Kobieta – orkiestra. Poszukująca wciąż nowych, jakże różnych od siebie, dróg w życiu. Magdalena Ludwiczak, z zawodu plastyk, dla kontrastu – logistyk produkcji. Jej życie zawodowe toczy się w firmach produkcyjnych, jednak praca nie pozbawiła jej wewnętrznej wrażliwości na świat i sztukę. Uzdolnienia plastyczne, fotograficzne, a przede wszystkim zdolności pisarskie, zmieniają nie tylko życie jej samej, ale również jej czytelników. W maju 2015 r.zadebiutowała książką „Cztery Rubiny”, w roku kolejnym ukazała się „Dziewczyna z zaułka” a w 2017 „Tajemnica Błękitnej Alkowy”. W lutym 2017 roku została laureatką Gali Pięciu Wspaniałych, w dziedzinie KULTURA. Fascynację historią rodzinną przedstawia, tworząc drzewa genealogiczne. Ostatnimi czasy powróciła do nieco uśpionej pasji – malowania.
We wrześniu 2017 roku ukaże się czwarta jej powieść– „Tęskniąc w obie strony”.
Kiedy zakiełkowała w Pani głowie myśl, by pisać? Był to szczególny dzień, czy doprowadził do tego cały splot wydarzeń?
To faktycznie jest ciekawe, ponieważ nigdy o tym nie myślałam. W 2014 roku porządkowałam dokumenty rodzinne i stworzyłam od podstaw drzewo genealogiczne mojej rodziny i to prawdopodobnie wtedy zakiełkował ten pomysł. Wtedy odżyły losy mojej babci, hrabianki Ireny Wandy Ostrowskiej, oraz wspaniałego człowieka, dr weterynarii, Kazimierza Czelnego – dziadka. Dzieje te były na tyle ciekawe, że uznałam, iż trzeba je opisać. Popchnął mnie do tego kroku mąż i faktycznie, kolejnego ranka o godzinie siódmej otworzyłam laptopa i napisałam pierwszy rozdział. Potem już samo poszło. Saga oparta na prawdziwych historiach pt. „Cztery Rubiny” trafiła na rynek w Dzień Matki, jeden z piękniejszych dni w roku. Gdy wspomniana książka trafiła w moje ręce, wywołując łzy wzruszenia, pisałam już drugą powieść pt. „Dziewczyna z zaułka” i kolejne. Bakcyl został połknięty.
Więc zrodził się pomysł: wydam książkę. Jaką drogę musiała Pani przejść od początku, do końca – do momentu, w którym wydała Pani swoją debiutancką powieść? Co Pani czuła?
Gdy skończyłam pisać „Cztery Rubiny” myślałam, że zostaną w szufladzie, ale było mi żal, że nikt nie pozna tych historii. Postanowiłam zawalczyć o to, by saga została przedstawiona szerszej publiczności. Rozesłałam książkę do wydawnictw i czekałam. Gdy odezwało się pierwsze nie wahałam się ani chwili dłużej. Po pół roku trafiła na księgarniane półki i jak się okazuje, wzbudza wiele pozytywnych doznać u czytelników. To od niej zaczęło się wszystko i to „Cztery Rubiny” stworzyły moich wiernych czytelników. A jak czułam się ja? Jakbym urodziła kolejne dziecko. I mam tak za każdym razem, gdy pachnące drukiem książki trafiają w moje ręce.
Napisała Pani 4 książki w 2 lata, będąc nieustannie aktywną zawodowo. Czy ma Pani swoje metody i sposoby, by efektywnie zarządzać swoim czasem… a może po prostu zwinnie dążyć do realizacji marzeń?
Muszę zaskoczyć czytelników, ponieważ napisałam pięć książek. Piąta, skończona na razie spoczywa i czeka w szufladzie. Ale wracając do pytania, nie jest to łatwe, ale dla chcącego nic trudnego. Są jeszcze noce i weekendy. W ciągu dnia notuję inspiracje i pomysły, a nocami zamieniam to w tekst. W tym wszystkim znajduję jeszcze czas na rodzinę, dom oraz wolontariat. Czynnie działam w Towarzystwie Przyjaciół Dzieci w Międzychodzie. Chyba jestem po prostu dobrze zorganizowana. Co do marzeń… mogłabym powiedzieć, że zostało mi ich niewiele i są one związane z książkami. Pierwsze marzenie to takie, by zawodowo być związaną właśnie z nimi. Mam przeczucie, że to marzenie się niedługo spełni, drugie– aby mi nigdy nie zabrakło weny i by czytelnicy,tak jak do tej pory, czekali na kolejne powieści.
Czy fakt, że jest Pani mieszkanką niewielkiego miastama znaczący wpływ na Pani powieści?
To bardzo ważne pytanie. Jestem pewna, że nie jest bez znaczenia. Uważam, że w miasteczkach oraz wsiach, których wokół jest bez liku,postrzeganie ludzi i ich zachowań jest o wiele łatwiejsze. Poznanie wielu osobiście, tym bardziej. Obserwuję więc wiele przyzwyczajeń i zachowań związanych właśnie z tym, gdzie żyjemy. To powoduje, że znam moje otoczenie bardzo dobrze, co ma swoje odbicie w książkach. Znam mentalność ludzi ze wsi oraz tych z wielkich miast, gdzie kończyłam edukację.Opisuję jej zalety i wady, a także piękno, historię, sztukę. Jestem plastykiem, więc w moich książkach często do sztuki powracam. Sztuki w architekturze, obrazach i fotografii…
Czy często odzwierciedla Pani w swoich postaciach osobowości, które Panią otaczają?
Właściwie zawsze. Tak jak wspomniałam, w książkach przemycam charaktery i sytuacje, które mnie otaczają. Tego nie da się uniknąć.
Która ze swoich powieści jest Pani ulubioną, do której odczuwa Pani największy sentyment? Dlaczego?
Kocham je wszystkie, jak dzieci. Jednak pewnie to powieść „Cztery Rubiny” będzie zawsze tą najbardziej sentymentalną, bo traktuje o moich przodkach, no i jest pierwsza. Od niej się wszystko zaczęło.
Co jest Pani muzą? Skąd czerpie Pani inspiracje na kolejne historie?
Moją muzą jest sztuka i ludzie, a wrażliwość plastyka daje mi możliwość widzenia świata trochę w innych barwach. Inspiracje są wszędzie. Do napisania „Tęskniąc w dwie strony” zainspirowała mnie znany z dzieciństwa fakt, iż pewne małżeństwo młodych lekarzy spakowało dzieci, oraz cały swój dobytek w samochód produkcji polskiej i wyjechało do Afryki na misję medyczną. Ten wątek był dla mnie pretekstem do napisania kolejnej powieści.
Jak wygląda u Pani proces tworzenia książki?
Zanim do niej zasiądę, zbieram niezbędne do jej napisania fakty. Tak jak w przypadku ostatniej, przeprowadziłam pięciogodzinny wywiad ze wspomnianą wyżej lekarką, by poznać tamten świat od podszewki. Potem czerpałam wiedzę w wielu innych źródeł tak, by kraj, który opisywałam był „prawdziwy”. Pisanie książkito proces bardzo wyczerpujący. Proszę sobie wyobrazić, że ktoś każe Pani czy Panu tylko przepisać powieść. Ile trzeba w to włożyć pracy? A napisać ją od zera, stworzyć fabułę i postacie… to jest ciężka praca, ale – cudowna! Po każdej kolejnej ukończonej powieści mówię sobie: teraz muszę odpocząć. I co robię? Kończę piąta. Nie mogę marnować weny. To byłoby jak wyrzucanie chleba.
Czy to oznacza, że w czwartej powieści nie pisała Pani wcale o Polsce? O czym więc jest?
Polska jest dla mnie zawsze na pierwszym miejscu, ale lubię kontrasty.To książka z Afryką w tle, ściślej z Algierią. Młoda lekarka Anna wyjeżdża na misję medyczną w czasach komuny, wtedy, kiedy Polska była odizolowana od świata. Poznaje nowych ludzi, zwyczaje, kulturę. Zostawia starą licealną miłość, poznaje nową, ale przede wszystkim tam zawiązuje się przyjaźń między nią a jej algierską felczerką. Ta przyjaźń przetrwa lata. W moich książkach jest wiele retrospekcji i powrotów do historii. Znowu mamy dzieło sztuki, skradzione przez Niemców podczas wojny i wiele, wiele ciekawych wątków. Zachęcam do lektury, najlepiej poznawać je chronologicznie, tak jak powstawały. Nie mają ze sobą związku, ale poznajecie Państwo także mnie jako autora. Dobrze zrozumiecie wtedy przekazywane przeze mnie intencje.
Czy znajduje Pani czas na czytanie?
Czytam bardzo dużo. Mam swój duży księgozbiór, ale do ulubionych zaliczam książek kilka: Udręka i Ekstaza, Hrabia Monte Christo, Jeździec Miedziany, Dama Kameliowa, Anna Karenina, Ojciec Chrzestny oraz wszystkie książki J.L. Wiśniewskiego oraz Williama Kowalskiego.
Dziękujemy za możliwość rozmowy.
Ja również dziękuję
Czytelników zapraszamy do odwiedzenia profilu pani Magdaleny na Facebooku:
MagdalenaLudwiczakpisarz
Dzięki niemu oraz wielu recenzjom można zapoznać się z jej twórczością. Zachęcamy do sięgania po te książki, bo z pewnością umilą każdą chwilę wakacyjnego wytchnienia.