Czy Evę Cassidy, amerykańską i introwertyczną piosenkarkę podążającą własną, nieprzetartą drogą muzyczną trzeba przedstawiać szerszej publiczności? Melomanom z pewnością nie, reszcie społeczeństwa – być może. Ta drobna artystka nosiła w sobie wielką twórczość, tajemnicę, muzyczny brak pokory oraz konieczność postępowania w zgodzie z własnym sumieniem. To ona sama była muzyką. Zmarła przedwcześnie, a szeroka publiczność doceniła ją dopiero po śmierci.
Teatr Rampa na swojej kameralnej scenie postanowił przypomnieć o życiu Evy Casiidy. Bardzo słusznie. Jak twierdzą sami twórcy, to fascynacja głównej aktorki (i piosenkarki) tegoż spektaklu – Doroty Osińskiej była inspiracją do powstania sztuki o tej niezwykłej artystce. Urzeczywistniając swoją admirację do postaci Cassidy, to sama Dorota Osińska wcieliła się w rolę tej piosenkarki. Z resztą rola jest warta uwagi szerszej publiczności, gdyż istnieje jakieś podobieństwo pomiędzy obiema artystkami.
Autorką tekstu została Joanna Szczepkowska, która jak sama przyznaje – na początku planowała ułożyć monodram dla Osińskiej. W trakcie zrodził się pomysł, aby Joanna Szczepkowska również zagrała w niniejszym spektaklu. Co okazało się strzałem w dziesiątkę. Doświadczenie sceniczne aktorki, jej niesamowity kunszt wpisuje się w akcję przedstawienia. To zaś staje się żywsze, jest dialogiem, w którym nieokreślony do końca narrator prowadzi widza przez meandry życia Evy. Sama Joanna Szczepkowska tchnęła ducha w swój tekst, który sprawia, że kolejne wykonania piosenek Cassidy są domknięte alegoryczną pointą.
Uwagę przykuwa jednak coś, co może być najbardziej niedocenione, zapomniane i pominięte w teatrze – i często właśnie takie jest. Mowa o aranżacjach muzycznych oraz ich wykonaniu. To co możemy zobaczyć (i przede wszystkim usłyszeć) w wykonaniu Pawła Stankiewicza, Piotra Banaszka oraz Piotra Maślanki to po prostu dźwiękowa uczta. Nie można oprzeć się wrażeniu, że tych trzech artystów jest w stanie zagrać i zaśpiewać wszystko. Począwszy od wzruszającej ballady, aż do ciężkiego heavy metalu. Ich gra, głosy oraz sposób wykonywania poszczególnych kawałków mogą, a nawet powinny zachwycać. Przyjemnością było słuchać tej muzyki. Ciekawostką pozostaję także to, że muzycy biorą czynny udział w samej akcji spektaklu – co jest raczej rzadkością.
„Eva” to spektakl muzyczny nie tylko dla miłośników Cassidy. To sztuka dla każdego kto ceni dobrą muzykę, artyzm i humanizm zamknięte w ścianach teatru. To, że spektakl jest wystawiany na scenie kameralnej dodaje uroku i intymności spotkania z twórcami. Nie od dziś wiadomo, że gdy słowo spotyka się z muzyką często wychodzi z tego coś niespotykanego.